loader

Gros problemów w dialogu historycznym sąsiednich narodów, w szczególności w Europie Środkowo-Wschodniej, wynika z odmiennej wizji „sprawiedliwego” terytorium narodowego oraz odmiennej oceny przekształceń terytorialnych, które zaznały różne państwa regionu w ostatnich kilkuset latach. Są to przy tym wizje zakorzenione mocno w narodowych mitologiach, wywierające nie tylko przemożny wpływ na  opinię publiczną i skłaniającą elity polityczne – czy to w reakcji na istniejący popyt ze strony wyborców, czy to wskutek osobistej identyfikacji z „tradycyjną wizją historii narodowej” – do działań, wywołujących napięcia na tle historii z sąsiadami.

Gros problemów w dialogu historycznym sąsiednich narodów, w szczególności w Europie Środkowo-Wschodniej, wynika z odmiennej wizji „sprawiedliwego” terytorium narodowego oraz odmiennej oceny przekształceń terytorialnych, które zaznały różne państwa regionu w ostatnich kilkuset latach. Są to przy tym wizje zakorzenione mocno w narodowych mitologiach, wywierające nie tylko przemożny wpływ na  opinię publiczną i skłaniającą elity polityczne – czy to w reakcji na istniejący popyt ze strony wyborców, czy to wskutek osobistej identyfikacji z „tradycyjną wizją historii narodowej” – do działań, wywołujących napięcia na tle historii z sąsiadami. „Tradycyjne wizje historii narodowej”, zasadnie określane również zespołem narodowych mitów, wywierają również zauważalny wpływ na historyków akademickich, wyrosłych albo po prostu pracujących w danych kulturach – przy czym z reguły skala tego wpływu zdaje się być odwrotnie proporcjonalna do erudycji i warsztatu danego badacza.

W historiografii akademickiej od dawna podejmuje się próby znalezienia sposobu na możliwie neutralne opisywanie przeszłości. Sedno kłopotu polega jednak na tym, iż nawet konstruowanie narracji historycznej w oparciu o inną niż naród kategorię podstawową, jak np. region geograficzny lub kulturowy bądź też państwo, i tak wymaga ustosunkowania się przez badacza do wielu spraw, związanych z istnieniem i funkcjonowaniem narodów a nawet samym rozumieniem tego pojęcia. Historyk, w szczególności opisujący dzieje przekrojowo, syntetycznie, powinien określić, czym jest dlań naród? - czy wspólnotą przede wszystkim polityczną, czy językową, czy kulturową? Nie może też pominąć pytania, kiedy narody powstały? Czy można mówić o narodach w epoce przedindustrialnej, to jest o narodach elitarnych, gdzie więzi narodowe odczuwa tylko część społeczeństwa danego obszaru – ta potrafiąca czytać i pisać? I w ogóle jak głęboko można sięgać w przeszłość, chcąc dopatrzeć się istnienia narodów?

Dość dobrze wiadomo, jakie problemy rodzi etnonacjonalizm w historiografii: konstruowanie historii danego narodu poprzez projektowanie w przeszłość jego obecnej formy, tj. integrującej wszystkie warstwy społeczne, czemu towarzyszy projektowanie w przeszłość obszaru zamieszkałego przez dany naród jako jego odwiecznego terytorium narodowego, swoistej kolebki narodowej z reguły pomniejszonej przez złych sąsiadów i wredne wichry dziejów. Czyniąc tak, narusza się jednak zasady merytorycznej argumentacji. Popełnia się błędy określane jako prezentyzm oraz retroaktywny determinizm, jako i pomyłkę zwaną „post hoc ergo propter hoc”, czyli postrzeganie wydarzeń po prostu następujących po sobie jako połączonych jednocześnie związkami przyczynowo-skutkowymi. Aby zrozumieć, na czym polega natura tych zjawisk, wystarczy popatrzyć na popularne historie narodowe, wykładane np. na Ukrainie, Słowacji czy rozpowszechnione na Białorusi, szczególnie wśród przeciwników autorytarnego rządu. Mówiąc w sposób uproszczony: skoro niepodległa Ukraina, Białoruś czy Słowacja istnieje, to znaczy, że musiała zaistnieć. A skoro na dobre narody Ukraińców, Białorusinów czy Słowaków uzyskały własną państwowość w 1991 bądź też w 1993 r., a więc wiele wieków później niż powstała państwowość polska, rosyjska czy węgierska, to znaczy, że wcześniej ktoś to udaremniał – ktoś, czyli sąsiedzi.

Remedium na ową prezentystyczno-prymordialistyczną koncepcję, utożsamiającą narody z grupami etnicznymi, powstałymi samorzutnie w średniowieczu, stanowi w historiografii akademickiej pogląd, który by można nazwać konstruktywistyczno-modernistycznym. Pierwsza część tego określenia odwołuje się do skądinąd słusznego przekonania, iż narody nie są bytem naturalnym i koniecznym, lecz przygodnym –  efektem ich świadomego konstruowania prze państwa lub działaczy narodowych, a przez to przypadkowym, bo wynikłym z takiego a nie innego biegu dziejów. Część druga odzwierciedla podwalinę, wielce kontrowersyjną, zwolenników tego sposobu myślenia, iż narody powstały dopiero w epoce nowoczesnej, w XIX i XX wieku, czyli w dobie umasowienia się szkolnictwa, powszechnego poboru do armii, rewolucji w podróżowaniu i szerokiej dostępności środków masowego przekazu: gazet, a potem również radia i telewizji. Temu ujęciu można zarzucić swoisty prezentystyczny redukcjonizm – przyjmuje ono bowiem za pewnik, iż współczesny model narodu winien służyć jako miara również w stosunku do przeszłości, a ponieważ z powodu postępu cywilizacyjnego, w tym zwłaszcza powszechnej umiejętności czytania, prawie wszędzie dopiero w XIX w. zaistniały warunki do wykształcenia się powszechnej świadomości narodowej ludności danego terytorium, to wcześniej o narodach i mowy być nie mogło. Co równie ważne – modernistyczne podejście jest też przejawem dezynwoltury wobec wymowy źródeł, wpływając w negatywny sposób na wiarygodność interpretacji historycznych upowszechnianych przez zwolenników tego podejścia. Chodzi o to, że elity, czasem bardzo szerokie, społeczeństw danych państw – zwłaszcza tych o nieabsolutystycznym ustroju – nie tylko posługiwały się pojęciem narodu, obejmującego przy tym także chłopów, ale i manifestowały słowem i czynem świadomość narodową, niczym nie różniącą się od tego, jak ją dziś przeżywamy. Wreszcie bardzo trudno w takim ujęciu o wyznaczenie cezury, wyznaczającej moment wykształcenia się danego narodu.

Przenieśmy te rozważania na grunt konkretniejszy, aby lepiej unaocznić omawiane dylematy. Dobrym przykładem będzie tutaj Polska epoki oświecenia – półwiecza 1764-1815 – z systemem rządów angażującym do spraw publicznych, w tym do walki o niepodległość, szlachtę, a częściowo również mieszczaństwo, a nawet chłopów. Badacze odwołujący się do jednego lub drugiego podejścia, przy czym najczęściej bezrefleksyjnie – opisują upadła w 1795 r. Rzeczpospolitą jako

a)      wielonarodowe państwo, składające się z Polaków, Litwinów, Ukraińców,  Białorusinów, Niemców i Żydów i rządzone przez spolonizowaną szlachtę;

b)      państwo rządzone przez „naród szlachecki”, składający się z ludzi o różnym pochodzeniu etnicznym, a zamieszkiwanym również przez polsko- i niemieckojęzyczne mieszczaństwo, żydów oraz chłopów posługujących się gwarami języka polskiego, litewskiego, białoruskiego i ukraińskiego.

 

Tymczasem oba te ujęcia bardzo odbiegają od ujawniającej się ze źródeł rzeczywistości socjologicznej na ziemiach przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Ich bezstronny rozbiór prowadzi bowiem do konstatacji, iż przytłaczająca większość wyedukowanych osób w Koronie określała się za za członków Narodu Polskiego, a na Litwie była to znacząca część. Przy czym do miana elit w przypadku Rzeczypospolitej epoki stanisławowskiej mogła spokojnie aspirować co najmniej milionowa grupa szlachty, nie licząc mieszczaństwa i żydów. Osób określających się jako Białorusini lub Ukraińcy nie było, a spośród zbiorowości określającej się jako Rusini tylko duchowieństwo prawosławne i część unickiego rozumiało „ruskość” jako coś odrębnego od polskości, a nie tylko stwierdzenie przynależności konfesyjnej. Warto przy tym zaznaczyć, iż takie funkcjonowanie narodu polskiego w formie „oświeceniowej” i bynajmniej nie równoznacznej z obywatelstwem jakiegoś państwa było potwierdzone przez Kongres Wiedeński, który za naród polski – w swoim akcie końcowym – uznał, uwaga, całość obywateli nieistniejącej już Rzeczypospolitej. Było ono także potwierdzone, jak już wspomnieliśmy, poprzez praktyczną działalność niepodległościową w imieniu tegoż narodu oraz przez niezliczoną liczbę źródeł, które tak opisywały rzeczywistość – dość wspomnieć Lelewela, który pisał, iż „polskie wieśniactwo szczepi się na dwie mowy: polską i ruską” (Dzieje Litwy i Rusi). Ignorowanie więc obiektywnego istnienia społeczności tak identyfikującej się na całości terytorium dawnej Rzeczypospolitej prowadzi do znaczących zaburzeń w interpretacji historii XIX, a poniekąd i XX wieku.

Powyższe okoliczności sprawiają jednak, iż wynika szereg pytań i wątpliwości, związanych z przyjęciem założenia o istnieniu pod koniec wieku XVIII narodu polskiego na terenie Rzeczypospolitej. Dotyczą one takich spraw jak:

 

-            charakter procesów, które doprowadziły do tego, iż wyedukowani mieszkańcy Litwy i Rusi w miarę upływu czasu od powołania na Sejmie w Lublinie w 1569 r. federacji Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego zaczęli utożsamiać się z narodem polskim, przy czym proces ten ewidentnie przyśpieszył po okresie wojen z kozakami, Moskwą i Szwecją (1648-1667);

-            adekwatne określenie procesu, który doprowadziły do tego, iż część wyedukowanych mieszkańców zachodnich prowincji Cesarstwa Rosyjskiego – do 1772-1795 r. wchodzących w skład Rzeczypospolitej – przestała się utożsamiać z narodem polskim w okresie 1795-1918, oraz że w dobie uzyskiwania świadomości narodowej przez masy, przytłaczająca większość ludności chłopskiej na tym obszarze nie nabrała polskiej świadomości narodowej lub też po okresie wahań – ją porzuciła.

-           relacja między współczesnym narodem polskim, który bazuje na kryteriach językowo-kulturowych a narodem Rzeczypospolitej doby oświecenia, określającym siebie jako naród polski. Czy istnieje ciągłość narodowa?

-            relacja między współczesnym narodem litewskim, bazującym na kryteriach językowo-kulturowych a narodem litewskim Rzeczypospolitej doby oświecenia. Czy istnieje ciągłość narodowa?

 

Tradycyjne odpowiedzi na te zagadnienia, zgodne z ujęciem prezentystycznego prymordializmu narodowego – prowadzić będą do konstatacji, iż Rzeczpospolita „wynarodowiła” elity Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów, później zaś Cesarstwo Rosyjskie „wynarodowiło” część Polaków. Natomiast zgodnie z ujęciem modernistyczno-konstruktywistycznym – upadek Rzeczypospolitej był jednocześnie upadkiem społeczności stanowej szlacheckiej, z której później rozwinęły się nowoczesne narody: polski, białoruski, ukraiński i litewski.

Nie usuwa jednak ona w żaden sposób wspomnianych wątpliwości natury metodologicznej i aksjologicznej, wynikających z takich podejść. Powtórzyć trzeba, iż istniała wówczas przeszło milionowa społeczność identyfikująca się jako naród polski w XVIII w. oraz nie znaleziono dotychczas przekonujących materiałów mówiących o żywotności idei narodowej „białoruskiej” lub „ukraińskiej” czy też „ruskiej” na obszarze Rzeczypospolitej w owym czasie .

 

Jakie jest wyjście? Poszukując odpowiedzi na to pytanie, inspirowałem się pracami i terminologią trzech wielkich historyków, w tym dwóch współcześnie żyjących.

Pierwszym z nich był Joachim Lelewel, który w 1839 r. w swoich „Dziejach Litwy i Rusi aż do unii z Polską w Lublinie 1569 r. zawartej” jeden z rozdziałów zatytułował „przenarodowienie” i pisał w odniesieniu do wieku XV i XVI o „przenarodowieniu się Rusi” (zwłaszcza Czerwonej), a więc o zmianie tożsamości narodowej z ruską na polską. Termin ten był jeszcze sporadycznie używany przez historiografię romantyczną, a potem zanikł, choć w sposób niezwykle zwięzły opisuje całokształt procesów, które sprawiły, iż członkowie jednego narodu – rzecz jasna odczuwanego na poziomie elit – zmienili tożsamość narodową. Jest też terminem „neutralnym” oraz ogólnym, mogącym znaleźć zastosowanie do wielu innych sytuacji w Europie, czym różni się od pejoratywnie odbieranego a i nieścisłego „wynarodowiania”- wszak osoby „wynarodowiane” z reguły utożsamiały się z innym narodem, a także od terminów typu „polonizacja, rusyfikacja, germanizacja”, które nie tylko kojarzą się pejoratywnie, ale i przez swój partykularny charakter nie nadają się do stosowania ogólnego. Co więcej – termin ten jednoznacznie wskazuje, iż świadomość narodowa nie jest rzeczą przyrodzoną każdej jednostce, naturalną, ale efektem akulturacji oraz własnego wyboru. Może więc ona zaznawać transformacji i zmieniać obiekt odniesienia – jest więc to termin, który adekwatnie opisuje konstruktywistyczny charakter więzi narodowych.

Drugim historykiem jest Andrzej Walicki. To on w swych pracach, w szczególności w eseju „Polskie ideologie narodowe w perspektywie typologiczno-porównawczej”, wyjątkowo trafnie wskazywał na różne uproszczenia i nieporozumienia związane z przedstawianiem w podręcznikach uniwersyteckich krajów zachodnich, począwszy od początku wieku XX, Europy Środkowej i Wschodniej jako terenów o dominacji etnicznego rozumienia narodu, starcia złych, etnicznych nacjonalizmów. Walicki, badając świadomość narodową ludności Rzeczypospolitej przełomu XVIII i XIX w., jednoznacznie wykazuje, iż w dobie oświeceniowej świadomość narodową typu „francuskiego” czyli angażującą do identyfikacji z wspólnotą i jej państwem wszystkich obywateli była udziałem przytłaczającej większości osób umiejących czytać i pisać, pewnie z wyjątkiem części duchowieństwa wschodniego, a zarazem podjęto próbę jej krzewienia w dół, na masy chłopskie. Kościuszko np. jako naczelnik powstania był zwolennikiem jak najszybszej polonizacji chłopów prawosławnych i unickich.

Wreszcie trzecim historykiem jest Roman Szporluk, który w swoich artykułach, wskazuje, iż powstawaniu narodu – choćby znanemu jako „odrodzenie” – towarzyszy z reguły rozpad innego, już istniejącego, explicite wskazując, iż „proces powstawania Ukrainy, Słowacji czy Czech postrzegany jest jako pewien aspekt przekształcania narodowości nowoczesnych, odpowiednio polskiej i rosyjskiej, węgierskiej oraz niemieckiej”, przy czym Szporluk zaznacza, iż w zasadzie w wyniku takiego procesu powstają nowe narody, za takowy uznając, również pod wieloma względami naród, który zachował konwencjonalną nazwę starego. Odnośnie do narodu polskiego, pisał iż w formie „starej” trwał na ziemiach polskich przynajmniej do okresu powstania listopadowego, aby w epoce 1831-1863 konkurować z wizją narodu etnicznego, który stawał się coraz silniejszy, czego dowodzi choćby hasło odbudowy Rzeczypospolitej jako państwa – federacji Polski, Litwy i Rusi, a wreszcie aby po powstaniu styczniowym przyjąć cechy etniczne.

Szporluk w gruncie rzeczy rozwinął, choć sądząc po braku stosownych odwołań, nieświadomie lelewelowską koncepcję „przenarodowienia” oraz podparł ustalenia Walickiego w odniesieniu do „francuskiego” typu tożsamości narodowej osiemnastowiecznych mieszkańców Rzeczypospolitej. Schemat „przenarodowienia” przyłożył do sytuacji z narodem polskim w XIX, z tym zastrzeżeniem – i założeniem, iż pozostały wskutek owych turbulencji naród polski oparty już o wyznaczniki etniczne w gruncie rzeczy był narodem nowym.

Bazując na tych ustaleniach, nawet gdy nie przejmujemy niektórych pewników, tak jak Szporlukowe założenie o braku ciągłości narodowej między narodem polskim XVIII a XX w., wyłóżmy teraz własną wizję pożądanego opisu procesów narodowotwórczych w Europie.

  1. Wyjść zaś należy z założenia, iż naród jest czymś kardynalnie innym niż grupa etniczna (lud w dawniejszej historiografii), jest społecznością, dysponującą elitami, tworzącymi kulturę wysoką, postrzegającymi siebie i postrzeganymi jako samodzielne w stosunku do elit kultur ościennych, oraz posiadająca państwo– lub też aspirującą w sposób oczywisty do jego stworzenia lub odtworzenia, w ostateczności – do stworzenia państwa autonomicznej jednostki politycznej.
  2. Jako takie narody są fenomenem starym, istniejącym już w czasach średniowiecznych, ale zarazem bytem konstruowanym – przez państwa lub ruchy narodowe.
  3. Procesy narodowotwórcze narodów europejskich przebiegły asynchroniczne - jedne narody wykształciły się wcześniej, inne później.
  4. Przygodność bytu narodowego sprawia, iż należy uznać, iż narody mogą ginąć albo przekształcać się – ulegając fuzjom– pełnym i skuteczny jak we Francji, niepełnym i niedokończonym, jak to się de facto stało w przypadku Polaków, Rusinów i Litwinów w XVI -XIX w. lub też rozczłonkowaniu – casus narodu „polskiego”w XIX i „obszczerusskogo” – na początku wieku XX, albo też Niemców po 1945 – na Niemców i Austriaków. Procesy ten zachodziły niemal zawsze w rywalizacji z innymi ideologiami narodowymi i jako takie winny być mocno podkreślane przez historiografię akademicką, aspirującą wszak do możliwie pełnego przedstawienia procesów dziejowych i motywacji ich aktorów.
  5. Narody oczywiście są wspólnotami wyobrażonymi, a istnieją one obiektywnie poprzez fakt wyobrażenia wśród zauważalnej oraz istotnej części społeczeństwa zamieszkującego pewien obszar. Wskutek tego możliwe są starcia między członkami tej samej grupy etnicznej, a identyfikującej się z dwoma różnymi narodami – najlepszym przykładem będzie tutaj wojna domowa między zwolennikami idei „ogólnoruskiej” a „ukraińskiej”.
  6. Skoro o fakcie istnienia narodu świadczy obecność tradycji i mitologiinarodowej, przekazywana z pokolenia na pokolenia i będąca źródłem inspiracji, to bardzo trudno uzasadnić, dlaczego naród nawet po zmianie swojej liczebności czy kryteriów partycypacji w nim miałby stać się nowym. Trudno też wskazać cezurę dzieląca byt starego i nowego narodu. Toteż tezy modernistów odnośnie do „dyskontynuacji narodowej” tak naprawdę są trudne do obrony, a podeprzeć je mogą jedynie względy polityczne – uznanie iż znaczące przekształcenia w liczebność i formie identyfikacji narodu de facto tworzą nowy naród, pozwala bowiem czerpać narodom powstałym z separacji z narodu pierwotnego praw do jego spuścizny kulturowej – rzecz nie bez znaczenia.
  7. Ujmowane procesów dziejowych poprzez pryzmat starcia idei narodowych oraz ich wyznawców, a więc poprzez procesy fuzji, rozczłonkowań narodów i przenarodowienia ludności jest niezwykle trudny do stosowania w historiografii popularnej, dydaktycznej -emocje wywoła nie tylko sam fakt przedstawiania historii w tak dalece odmienny sposób od konwencjonalnego, ale i zmusi do postawienia pytań o genezę zrodzenia danej wspólnoty oraz unaoczni nierównomierność długości bytu poszczególnych narodów – od starszych, przez młodsze do najmłodsze. W dobie egalitaryzmu w stosunkach międzynarodowych wywoła to z pewnością wiele konfliktów a nawet wojen pamięci. Sami członkowie narodów chcą mieć bowiem genealogię jak najstarsza, a nie młodą.
  8. Wydaje się natomiast, iż ujmowanie dziejów Europy Środkowej i Wschodniej jako cyklu przenarodowień oraz fuzji i rozczłonkowań narodów pozwoli, nawet zdecydowanym oponentom takiego ujęcia, na lepsze zrozumienie procesów dziejowych bądź też nabycie świadomości istnienia alternatywnych wobec „tradycyjnej” interpretacji historii. Jeśli uda się dzięki temu zmniejszyć radykalność narracji „etnonacjonalistycznej” i stępić ostrze krytyki sąsiadów w historiach dydaktycznych, będzie to wymierny, pozytywny rezultat.
Author:Igor Gretskiy